Nie chowaj nienawiści po wieczne czasy, ty, który sam nie jesteś wieczny.
Arystoteles
- Mój sąsiad dopiero co ciężko mnie obraził!
Włosy jego jak pióra zjeżone stały mu na głowie, oczy miotały pioruny.
- I co zamierzasz uczynić? – zapytał stary wódz.
- Pomszczę zniewagę, zabiję łajdaka bez litości! – odrzekł obrażony i począł opowiadać, co mu się przydarzyło...
Kacyk uważnie wysłuchawszy opowieści, dał mu taką radę:
- Uczyń, jak żeś zamierzył. Ale przedtem jedna moja prośba: Usiądź sobie spokojnie pod świętym drzewem naszej wioski, zakurz fajkę, przemyśl wszystko gruntownie.
- Uczynię tak, jak mi radzisz, Wodzu, ale potem zabiję tego niegodziwca bez litości!...
Rozgniewany człek poszedł zasiąść pod świętym drzewem, kurzył, rozmyślał. Czas płynął. Kiedy skończył, wystukał popiół z fajki, wrócił do kacyka i ozwał się w te słowa:
- Szefie, przemyślałem tę sprawę lepiej.
- I co zdecydowałeś? – zapytał cierpliwy starzec.
- Myślę, że zabić za tę zniewagę to za dużo. Strzelę go tylko w pysk, ale tak potężnie, że na długo mnie popamięta!
- Tak, ten pomysł wydaje się dobry. Człowiek ten pewnie na to zasłużył. Idź jednak jeszcze raz pod święte drzewo, zakurz drugi raz i pomedytuj jeszcze! Wróć potem tu i podziel się ze mną twymi przemyśleniami.
- Uczynię tak, ale potem... niech mój przeciwnik ma się na baczności!
Rzecz się powtórzyła. Rozgniewany człowiek kurzył i medytował, jeszcze bardziej się uspokoił. Wrócił do wodza i powiedział:
- Szefie, jeszcze gruntowniej przemyślałem tę sprawę. Chyba nie warto go bić...
- I cóż zamierzasz uczynić? - zapytał mądry kacyk.
- Porozmawiam z nim. Publicznie go oskarżę i zawstydzę wobec wszystkich! Na tym jednak poprzestanę...
Kacyk ponownie przyznał rację rozgniewanemu współbratu. Kolejny atoli raz wysłał go pod święte drzewo wioski. Udał się tam tym razem niechętnie. Ileż w końcu razy można kurzyć fajkę? Palił, rozmyślał, medytował, przemieniając w dym resztkę tabaki i resztę gniewu. Kiedy skończył, udał się do wodza i powiedział:
- Przemyślałem rzecz całą kolejny raz: gra nie jest warta świeczki! Pójdę do tego łajd... to jest do tego sąsiada i wyciągnę rękę na zgodę. Pragnę w ten sposób zyskać przyjaciela, ufam, że pożałował on już swego haniebnego uczynku.
Stary wódz spojrzał nań i powiedział:
- Od samego początku chciałem Ci dać tę właśnie radę – idź i pojednaj się z twoim przeciwnikiem!
- Czemuś zaś tego nie uczynił, Wodzu? – zapytał zdziwiony Indianin.
- Potrzebowałeś czasu, aby samemu to odkryć...
Źródło: M. Menapace, Las tres pipas,
w: Cristo Hoy 2006, rok XII, nr 641, s. 23.
