Solidarność to jedność serc, umysłów i rąk zakorzenionych w ideałach, które są zdolne przemieniać świat na lepsze.
Na świecie panowała wielka bieda, bo dopiero co skończyła się wojna i pośród ludzi przebywały jeszcze jej nieszczęsne dzieci: żal, złość, zawiść i egoizm. Do pewnej wioski przybył wyczerpany żołnierz. Był brudny i obdarty, prawie umierał z głodu. Zastukał do drzwi pierwszej z brzegu chaty i poprosił o chleb. Kobieta spojrzała nań krzywo i odrzekła:
bł. ks. Jerzy Popiełuszko
Na świecie panowała wielka bieda, bo dopiero co skończyła się wojna i pośród ludzi przebywały jeszcze jej nieszczęsne dzieci: żal, złość, zawiść i egoizm. Do pewnej wioski przybył wyczerpany żołnierz. Był brudny i obdarty, prawie umierał z głodu. Zastukał do drzwi pierwszej z brzegu chaty i poprosił o chleb. Kobieta spojrzała nań krzywo i odrzekła:
- Oszalałeś? Dopiero co skończyła się wojna i myślisz, że nam się tu przelewa? Idź sobie, nic nie mamy.
Biedny żołnierz nie mógł dać za wygraną, bo wszak to bardzo przykra rzecz - umrzeć z głodu. Chodził więc od chaty do chaty, stukał, pukał i prosił, ale wszyscy odpowiadali mu podobnie, albo jeszcze i gorzej. Już na wpół umarły, dotarł na przeciwległy kraniec wsi. Znajdowała się tam pralnia, a w niej uwijające się przy różnych zajęciach baby.
- Hej, dziewczęta! – wykrzyknął chwacko żołnierz. – A nie próbowałyście nigdy zupy z kamieni, którą ja umiem przyrządzać?
Kobiety brały się za boki od śmiechu, słysząc taki nonsens. Chichocząc mówiły:
- Zupa z kamieni? Umiesz przyrządzać zupę z kamienia? Ale wariat!
I przegoniły go precz. No cóż, i ten podstęp zawiódł. Żołnierz powoli odchodził. Szykował się na głodową śmierć. Jednak byli jeszcze inni głodni we wsi... Kilku wychudzonych chłopców zbliżyło się doń ze słowami:
- A jak się przyrządza taką zupę? Możemy ci w czymś pomóc?
- Pewnie że tak! – odpowiedział on z nową nadzieją w głosie. – Przynieście mi tu zaraz duży sagan, wrzućcie weń kamieni, nalejcie wody i rozpalcie pod nim czym prędzej ogień!
Chłopcy żywo spełniali te polecenia. Ledwo woda zaczęła bulgotać, niecierpliwi już chcieli próbować zupy. Jednak żołnierz powstrzymał ich tymi słowami:
- Spokojnie, spokojnie, ja tu jestem kucharzem. Jadło trzeba odpowiednio przyprawić.
Następnie spróbował zupy i rzekł:
- Mmmm... Pycha! Jednak brakuje soli...
- W domu mam sól! – powiedział najchudszy młodzieniec, pobiegł i przyniósł.
- Mmmm... Pycha! Brakuje jednak kartofli i wędzonego boczku...
- Zaraz przyniosę! – Zawołał inny. Jak powiedział, tak zrobił.
- Mmmm... Pycha! Ale brakuje...
I ludzie tak biegali i biegali, i przynosili różne rzeczy. Kiedy zupa była wreszcie gotowa i dookoła rozchodził się jej smakowity zapach, żołnierz zawołał:
- Przyjdźcie tutaj wszyscy, którzy jesteście głodni!
Mieszkańcy sioła schodzili się i schodzili, uzbrojeni w łyżki i talerze. Wszyscy się najedli do syta. Tego dnia zawstydzili się bardzo, bo zrozumieli, jak wielkimi byli samolubami. Odtąd dzielili się już tym, co posiadali. I życie we wsi wracało do normalności...
Źródło: Cristo Hoy 2006, rok XII, nr 627, s. 23.
