Abyś źle nie umarł, żyj dobrze: jak żołnierz na warcie, bądź zawsze gotów!
bł. Michał Kozal
A jak umierał nasz wielki kompozytor muzyczny, Fryderyk Chopin (czyt. Szopen)? Serdeczny jego przyjaciel ks. A. Jełowicki tak opisuje ostatnie chwile Szopena:
„Dano mi znać, że Fryderyk może nocy nie przeżyje. Pobiegłem do niego. Chodziło mi o to, aby przed śmiercią przyjął Sakramenta. W pewnej chwili z wielką miłością powiedziałem:
- Przyjacielu, daj mi duszę twoją!
- Rozumiem cię, weź ją! - odpowiedział Szopen i usiadł na łóżku.
Wtedy ogarnęła mię radość i trwoga. Jakże wziąć tę miłą duszę i oddać Bogu? Padłem na kolana i w sercu zawołałem do Boga:
- Panie, bierz ją sam!
I podałem Szopenowi Pana Jezusa Ukrzyżowanego. Wziął krzyż w obie ręce. Z oczu trysnęły mu łzy.
- Czy wierzysz? - zapytałem.
- Wierzę, - odpowiedział.
- Jak cię matka nauczyła?
- Jak mnie matka nauczyła,
I, wpatrując się w Pana Jezusa Ukrzyżowanego, w potoku łez odbył spowiedź świętą. Przyjął Wiatyk i Ostatnie Namaszczenie, o które sam prosił. Od tej chwili przemieniony łaską Bożą, owszem, Samym Bogiem, stał się jakby innym człowiekiem.
Tegoż dnia zaczęło się jakby konanie, które trwało cztery dni i noce. W największych boleściach dziękował Bogu i wypowiadał żądzę miłosną połączenia się z Bogiem. Siostra Szopena klęczała przy łóżku i modliła się.
17 października już mu tchu nie stawało. Tłum przyjaciół wcisnął się do pokoju. Wtem Szopen, otworzywszy oczy, zapytał:
- Co oni tu robią? Czemu się nie modlą?
I padli wszyscy ze mną na kolana i odmówiliśmy Litanię do Wszystkich Świętych.
Dzień i noc prawie trzymał mnie za obie ręce, mówiąc:
- Ty mnie nie opuścisz w lej stanowczej chwili. —
I tulił się do mnie, jak dziecko tuli się do matki, gdy mu coś grozi. Co chwila wołał: - Jezus, Maryja! — i całował krzyż z zachwytem wiary, nadziei i wielkiej miłości. Słabnącym głosem mówił:
- Kocham Boga i kocham ludzi! ... Dobrze mi, że umieram... Siostro moja kochana, nie płacz... Nie płaczcie, przyjaciele moi... czuję, że umieram... Módlcie się za mną, dowidzenia w niebie! —
I w samem skonaniu jeszcze raz powtórzył najsłodsze Imiona: Jezus, Maryja, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa:
- Jestem już u źródła szczęścia.
I skonał...”
Tak umierał jeden z najsławniejszych muzyków świata, nasz rodak, Fryderyk Szopen dnia 18 października 1849 roku. Umarł w Paryżu, tylko serce jego spoczywa w kościele św. Krzyża w Warszawie.
O swej śmierci trzeba często sobie przypominać. Głupio robią ci, co uciekają przed myślą samą, że będą kiedyś umierać. Do śmierci tak się gotuj, aby twoja śmierć była śmiercią sprawiedliwego.
Ks. Dr Julian Młynarczyk, Walka o dusze ludzkie, Nakładem Centrali Milicji Niepokalanej, Niepokalanów 1936, Wyd. trzecie, s. 98-101.
