Śmierć jest nagrodą życia.
(Jean
Giraudoux)
| Maryja Królowa Polski |
–
Moje dzieci, ostatni raz wracam z pola, gdzieśmy
razem tak mile pracowali. Jutro pożegnam was i pójdę do
wieczności.
–
Ojcze nie mów tak! Zdrów jesteś, praca
utrzymuje twe siły, na swój wiek tak dobrze wyglądasz!
–
To prawda moje dzieci, ale każdy umrzeć musi i
moja ostatnia godzina już nadchodzi; jutro ona wybije.
Te
słowa niezmiernie zdziwiły syna i synową pana Lekne. Oboje
myśleli, że ojciec ich pomieszania zmysłów dostał, gdyż był to
silny mężczyzna, wesołego usposobienia, które jest oznaką
zdrowia; jakże więc przypuścić, że on jutro umrze?
–
Niech które z wnucząt pójdzie się dowiedzieć,
czy ksiądz proboszcz jest w domu, chciałbym się jak najrychlej
wyspowiadać.
Dzieci
były coraz więcej taką mową zdziwione, jednakże jedno z wnucząt
pobiegło do ks. proboszcza w Paray-le-Monial, w bliskości sławnego
klasztoru Wizytek. Do plebani było niedaleko i ksiądz proboszcz
rychło przybył.
–
Co ci jest kochany panie Lekne? Jesteś zupełnie
zdrów, a mówią mi, że się chcesz na śmierć przygotować. Cóż
ci się stało?
–
Księże proboszczu, możesz czynić
przygotowania do mojego pogrzebu, bo jutro umrę i chcę użyć tego
krótkiego czasu na przygotowanie się do śmierci. Jutro rano, jeśli
mi jeszcze Bóg pozwoli podczas Mszy przyjmę Komunię świętą i
będę czekał na zawołanie Pańskie. O godzinie trzeciej przeniosę
się do wieczności.
Ksiądz
proboszcz mniemał także, że pan Lekne pomieszania zmysłów
dostał, uspokajał go, że w tym oczekiwaniu śmierci nie ma żadnego
prawdopodobieństwa; lecz jego życzliwe uwagi nie zmieniły
przekonania pana Lekne, który zawsze przy swoim obstawał. Był to
dobry i pobożny chrześcijanin, jakich wtedy wiele jeszcze we
Francji było. Chociaż brał udział we wszystkich wojnach pierwszej
republiki francuskiej, chlubił się jednak, że nigdy codziennych
pacierzy nie opuścił, do których dodawał szczególną modlitewkę
do Najświętszej Panny, prosząc, aby mu godzinę śmierci
oznajmiła.
–
Oto księże proboszczu, jakim sposobem
wysłuchany zostałem. Dziś, gdym wracał z pola, przechodziłem
około kapliczki Ramsy. Chciałem tam zajść, jak to zwykle
czyniłem, ale już późno było, więc pozdrowiłem tylko Matkę
Boską moją zwyczajną modlitewką, żeby mi godzinę śmierci
oznajmiła. - Wszedłem potem do alei - gdy w tejże chwili
spostrzegłem przed sobą stojącą piękną panią w bieli. Słodki
wyraz jej twarzy, jej nadzwyczajna piękność tak mnie zachwyciły,
żem się wcale nie przeląkł.
Powiedziała
do mnie słów kilka i znikła.
W
tym momencie kilka osób przechodzących, do mnie się zbliżyło.
Nic oni nie widzieli i nic nie słyszeli, ale się dziwili, widząc,
że stoję nieruchomy, szukając wzrokiem pięknej pani, która ze
mną rozmawiała. - Przechodnie pytali mię, czego ja tak stoję na
ulicy, i czemu tak bardzo wzruszony jestem. Odpowiedziałem, że
tylko co widziałem białą panią, tak piękną, że wyrazić tego
nie podobna.
-
Trzeba było zapytać się, kto ona jest i czego chce.
-
Owszem, ona do mnie mówiła.
-
A cóż ona ci powiedziała?
-
Głosem tak dźwięcznym, że mi aż do serca przeniknął,
powiedziała, że wysłuchała codziennej modlitwy mojej.
-
Umrzesz jutro o trzeciej godzinie - dodała, przygotuj się na
śmierć.
Przechodnie
ci zrazu mniemali, że pan Lekne żartuje, lecz gdy on nieodmiennie
twierdził, że widział białą damę, której oni wcale nie
widzieli, uważali go za dziwaka i odchodzili mówiąc:
–
Lekne stracił głowę. Tego
właśnie w jego rodzinie się lękano; i każdy po swojemu tę rzecz
tłumaczył.
–
Za wiele wina wypił, szeptano
wokoło niego i ksiądz proboszcz, jako i jego wikariusze, którzy z
nim przyszli, a nawet dzieci pana Lekne mniemali, że nie inna jest
przyczyna tego nadzwyczajnego wzruszenia ich ojca.
–
Obaczycie, że nie kłamię, i
że jutro o trzeciej godzinie umrę! powtarzał z przekonaniem pan
Lekne, któremu nikt wierzyć nie chciał.
–
Przez litość, księże proboszczu wyspowiadaj
mię! Pewno nie zechcesz, żebym stanął przed Bogiem nie
otrzymawszy ostatniego rozgrzeszenia; ale wielkie wzruszenie pana
Lekne, tym bardziej wszystkich przekonywało, że głowę stracił.
–
Jutro wyspowiadam cię, mówił
ks. proboszcz, jeszcze będzie dosyć czasu, teraz uspokój się i
spocznij trochę! Te słowa niemal do rozpaczy przyprowadziły pana
Lekne, który tak mocno nalegał, że nareszcie jeden z wikariuszów
zgodził się na spowiedź, ażeby go uspokoić.
Pan
Lekne całą noc na modlitwie przepędził, nazajutrz rano poszedł
na Mszę św. i po długim dziękczynieniu wrócił do domu. Prosił
o ostatnie namaszczenie, ale że nie był chory, ks. proboszcz
odmówił mu tym bardziej, iż mniemał, że jest jakąś manią
dotknięty.
Te
dziwne wypadki rychło się po mieście rozeszły. Tłumy ciekawych
tłoczyły się do domu pana Lekne. Znajomi przychodzili do niego,
ażeby usłyszeć opowieść o objawieniu się białej damy.
Niektórzy się z niego śmiali, inni nad nim ubolewali, jednak
niektórzy ze starych ludzi przypominali, że kiedyś podobne
ostrzeżenia były nagrodą za wytrwałą przez całe życie modlitwę
i utrzymywali, że pan Lekne mógł rzeczywiście taką łaskę od
Matki Boskiej otrzymać. Tymczasem coraz większe tłumy na ulicach
się zbierały. Dzieci w mieście między sobą mówiły: „Pójdźmy
obaczyć jak pan Lekne będzie umierał!” - Przyjaciele zaś
rodziny przychodzili, uścisnąć w milczeniu rękę tego
nadzwyczajnego człowieka.
Lekne,
w rzeczy samej, pełen życia i zdrowia prosił, żeby mu czytano
modlitwy, z którymi z pobożnością sercem się łączył;
przerywał je tylko dla powitania nowo przybywających gości,
dziękował im za współczucie, przepraszał za zgorszenie, jakie im
mógł dać, zachęcał do pobożnego życia, aby zawsze na sąd Boży
gotowymi byli. Od drugiej do trzeciej godziny głębokie milczenie w
tłumie zaległo. Drzwi od pokoju pana Lekne, które wychodziły na
ulicę, były otwarte, każdy tam wejść mógł. Lekne położył
się na łóżku i prosił, żeby powtórzono modlitwy za konających.
Wszyscy byli w okropnym oczekiwaniu. Każdy zapytywał w duchu, czy
rzeczywiście Matka Boska mu się ukazała i czy o trzeciej umrze?
Chwila
za chwilą upływały, a wzruszenie tłumu w miarę zbliżającej się
fatalnej godziny, coraz bardziej się wzmagało. Gdy zaś zegar
miejski wybił trzy kwadranse na trzecią, wzruszenie było nie do
opisania. Tłumy napełniające pokój umierającego upadły na
kolana, i tylko wśród łkania słychać było głos córki Leknego,
odmawiającej modlitwy za konających. Na ulicy także niespokojne
tłumy milczały i modliły się; ale gdy zegar począł kwadranse
przed trzecią wybijać, wszyscy jak elektrycznym drgnięciem
dotknięci, nagle się zerwali. Chęć oglądania, co się stanie,
nad wszystkie względy się wzniosła. Sam Lekne podniósł się na
łożu, pobłogosławił swym dzieciom, wziął gromnicę, przeżegnał
się, wymówił: „Jezu, Maryjo, Józefie, wam oddaję duszę moją!”
potem liczył głośno uderzenie zegara. Raz! Dwa! Trzy! Gdy wymówił
trzy - dusza jego stanęła przed Bogiem. Nagłe zerwanie żyły
sercowej (anewryzm) wprowadziło go do wieczności.
Śmierć
ta głębokie na wszystkich uczyniła wrażenie, bezbożni nawet
czuli się mocno tym wypadkiem wzruszeni, choć do tego przyznać się
nie chcieli. Wierni zaś słudzy Maryi, utwierdzili się w ufności,
ku niebieskiej Matce, która nikogo nie opuszcza i wszystkimi się
opiekuje. Przez długi czas w Paray-le-Monial matki opowiadały tę
historię dziatkom swoim, dodając, iż jeżeli chcą dobrze się na
śmierć przygotować, niech co dzień proszą Matkę Boską, żeby
im godzinę śmierci oznajmić raczyła. (Podług opowiadań pewnego
kapłana naocznego świadka śmierci pana Lekne).
O. Czesław
Kaniak, Za przyczyną Maryi, Tom pierwszy:
Przykłady
opieki Królowej Różańca świętego (przykłady na maj), s.
116-119.