Bóg jest Miłością! Jego Syn pragnął upowszechnić wśród ludzi to przekonanie, pragnął dodać nam otuchy i wiary, że wędrówka człowieka na ziemi nie jest wygnaniem i karą, lecz zadaniem, by przez dzieła miłości czynić sobie ziemię poddaną, bardziej ludzką i w pełni Bożą.
kard. Stefan Wyszyński
Pewnego razu grupa ludzi: dwu świeckich, jeden zakonnik z klasztoru kapucynów i jeden ksiądz, postanowiła spłatać brzydkiego figla Ojcu Pio. Namówili pewnego młodego mężczyznę, by udał paralityka i wszyscy razem wnieśli go na noszach do klasztoru, a potem czekali, na pojawienie się Ojca Pio, by móc zainscenizować komedię z chorym, który nagle wstaje zdrowy. Działo się to w piątek, a więc w dniu, kiedy bóle, jakie O. Pio odczuwał w poranionych rękach, nogach i boku były szczególnie dotkliwe. Czasem w tym właśnie dniu nie był w stanie zejść z celi do kościoła, by odprawić Mszę św. Tracił z bólu przytomność, a krew obficie broczyła z ran. Tego dnia z największą trudnością, krok po kroku zszedł do rozmównicy, zresztą na usilne prośby towarzyszy „paralityka”.
Zaledwie jednak stanął na progu uważnie spojrzał na rzekomego chorego i po chwili wyszeptał:
„Mówisz, żeś chory i rzeczywiście jesteś chory, ale w duszy. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak jest ona poraniona. Wiedz, że z cierpieniem nie wolno żartować, Bóg na to nie pozwoli. Choroba, którą chciałeś udać już dzisiaj uderzyła w twoją rodzinę. Sam ściągnąłeś karę, sam spowodowałeś cierpienie”.
Zapadło pełne trwogi milczenie. O. Pio odwrócił się i wyszedł, a rzekomy paralityk, przejęty jego słowami, co sił w nogach pobiegł do domu. Tam dowiedział się, że brat wpadł pod samochód, że lekarze w szpitalu uratują mu zapewne życie, lecz nogi będzie miał bezwładne już na zawsze.
W niedzielę mężczyzna, który nie mógł jeść ani spać, żałując swego karygodnego zachowania, przedostał się jakoś do Ojca Pio, padł mu do nóg i wołał:
„Litości, Ojcze, to ja zgrzeszyłem, mój brat jest niewinny, spraw żeby on wyzdrowiał, a ze mną niech Bóg zrobi, co zechce”.
Na to Ojciec Pio:
„Nie mnie proś o przebaczenie... I módl się, stań się godnym tego, o co prosisz, tak jak byłeś godnym tego, co cię spotkało”.
Tydzień później przechodząc do konfesjonału dostrzegł w kącie kościoła tego mężczyznę, który modlił się i płakał. Zwykle zakonnik nie zatrzymywał się w tłumie, tym razem jednak stanął przez chwilę jakby zakłopotany, potem podszedł do mężczyzny, położył mu dłonie na głowie i coś mu rzekł na ucho.
Wkrótce rozeszła się wiadomość, że brat „paralityka” w dziwny sposób ozdrowiał, zaczął chodzić, zaś on sam stał się jednym z najgorliwszych duchowych synów Ojca Pio.
Irena
Burchacka, Ojciec Pio. Stygmatyk – mistyk – cudotwórca, Wyd.
ADAM, Warszawa 21996, s. 151-152.
