Według „Rituale Romanum” opętanie oznacza, że diabeł obejmuje w posiadanie ciało jakiegoś człowieka i tak potrafi nim dyrygować, jak gdyby było jego — on sam nie posiada przecież ciała. Ale oznacza to również, że przez to ciało diabeł potrafi działać i rozmawiać z nami.
(Adolf Rodewyk SJ)

Kiedy młody człowiek o imieniu Rosario miał piętnaście lat, poszedł za swymi dziwnymi skłonnościami i zaczął uczestniczyć w seansach spirytystycznych. Razem z innymi tworzył krąg, łącząc palce dłoni. W centrum stawiano świece i rozdawano kartki, na których widniały litery alfabetu. Za ich pomocą uzyskiwano odpowiedzi od przywoływanych duchów.

Rosario aż przez siedem lat żył w ten sposób spirytyzmem. W pewnym momencie zaczął drżeć, wibrować, odczuwać „w sobie kogoś innego, kto nim zawładnął”. „Czasami mówił obcymi językami (...) naliczył ich siedem, a znał tylko włoski”. Nie mógł zbliżać się do kościołów, ponieważ czuł jakąś odrazę i był zmuszony uciekać. Obrazy święte i krucyfiks sprawiały mu ból. Kiedyś wyrzucił jeden przez okno.

Przypadkiem poznał człowieka bardzo religijnego. Ten zaproponował mu pielgrzymkę do San Vittorino w Rzymie, do brata Gino, zakonnika powszechnie znanego ze swej dobroci (mówi się, że miał stygmaty). 

Udał się tam, ale podróż była dla niego prawdziwą męką. Otrzymał przestrogę: Kiedy będąc w łazience niemal nieświadomie znalazł się z suszarką do włosów w ręce i nogami na wilgotnym podłożu, nastąpiło zwarcie. W cudowny sposób wyszedł z tego bez żadnego uszczerbku.

Spacerując po Rzymie, przyjaciele zaprowadzili go przed Święte Schody, ale w żaden sposób nie był w stanie na nie wejść.

«Musieli mnie zanieść na rękach aż na samą górę do świętego medalionu z krwią Jezusa. Byłem całkowicie usztywniony, jakbym był kawałkiem marmuru. Miałem go pocałować, ale nie byłem w stanie (...)

U brata Gino było jeszcze gorzej (...) Przez całą ceremonię (mszę) czułem wywołujący mdłości odór dwutlenku siarki. W miarę jak zbliżał się Sanctus, zacząłem wydawać jakby pomruki. Próbowali je nagrać, ale kaseta się zepsuła. 

Kiedy doszło do konsekracji, wydałem jakiś zwierzęcy ryk i zostałem wyniesiony z kościoła (...) 

Gdy znalazłem się przed bratem Gino, powiedział mi: "Wreszcie przyszedłeś!" i położył na mnie ręce. Razem odmówiliśmy Zdrowaś Maryjo. Wyszedłem stamtąd całkowicie uwolniony, a brat Gino powiedział mi później, że wyszło ze mnie pięć złych duchów. Całe usta miałem w pianie.»

Cfr. Pasquale Colucci, Gdy duchy przychodzą... Kontakty ze światem pozagrobowym, Wyd. Księży Sercanów, Kraków 2006, ss. 204-205.