Bardzo niewłaściwe jest zachowanie się krewnych, przyjaciół i znajomych wobec członków rodziny znajdujących się w niebezpieczeństwie śmierci. Usypiają oni czujność swoich ciężko chorych krewnych, nawet tych, którzy już wydają ostatnie tchnienie. Zapewniają ich, że nie ma niebezpieczeństwa śmierci, chcąc w ten sposób pocieszyć chorych i dodać im otuchy. Tak to chorzy odwracają się od wyznania swoich grzechów na spowiedzi świętej, jakby myśl o konieczności pojednania się z Bogiem przed śmiercią była czymś zbędnym i zgoła smutnym. Wtedy umierający nie troszczą się już o zażegnanie duchowych niebezpieczeństw, na które są narażeni ludzie nieprzygotowani na śmierć. Nie wolno okłamywać będących w niebezpieczeństwie śmierci, zwłaszcza wtedy, kiedy można wyrządzić im tym poważną duchową szkodę. Bardzo źle jest kłamać przeciwko religii albo w fałszywym świetle przedstawiać inne tematy wiary.

(por. Katechizm Rzymski, dla plebanów ułożony, Jasło 1866, s. 440)

Pewnego razu w nocy wezwano proboszcza parafii Najświętszej Marii Panny w Münster w Westfalii do chorego mężczyzny. Podano mu dokładny adres domu, w którym przebywał umierający.

Proboszcz udał się pod wskazany adres. Ale nie zastał tam nikogo, kto by czuwając czekał na niego. Kiedy dzwonił z naleganiem i pytał przez drzwi, otworzyli wreszcie i powiedzieli mu, że nie było tam żadnego chorego, że to musiała być pomyłka. Ksiądz przeprosił i kręcąc głową, wrócił na plebanię.

Ledwo co wszedł do swojego mieszkania na probostwie, a oto nagle ktoś zadzwonił do drzwi, prosząc ponownie o odwiedzenie tego samego chorego.

—Tam nikt nie jest chory —odpowiedział ksiądz.

—Tak, jest. Właśnie wracam stamtąd. W małym pokoju na poddaszu mieszka starszy pan, który jest bliski śmierci —wyjaśnił nieznajomy.


Proboszcz wrócił pod tamten adres. Zapytał, czy ktoś mieszka w pokoju na poddaszu. Powiedzieli mu, że tak, ale nie wiedzieli, że jest on ciężko chory, bo niedawno chodził bez żadnych problemów. Kapłan poszedł na górę i zastał człowieka bardzo chorego, bliskiego śmierci. Ten poczciwy starzec powiedział księdzu, że przez całe życie modlił się do św. Józefa. Prosił go o pomoc w ostatniej walce, o dobrą śmierć dla siebie. 

Chory wyspowiadał się, przyjął namaszczenie chorych i komunię. I tej samej nocy zmarł.


A kim był ten nieznany mężczyzna, który dwukrotnie przyszedł wezwać księdza?


Rev. A. M. Weigl, São José não falha. Cem histórias de São José (Edições Rosário), 7° edição, Curitiba 2003, p. 190.