W obliczu bólu, śmierci i strachu módl się do
świętego Józefa. | Cierpienie serca twego dobry Józef uśmierza. | Bóg polecił
mu troskać się o sobie powierzonych i otwierać im drzwi. | Chrześcijaninie, idź
z wiarą do Józefa, a na pewno otrzymasz pomoc.
Święty Józef Zadzwonił do drzwi Księdza Dobrodzieja o Świcie
Świadectwo proboszcza z Wulfen, Westfalia, Niemcy:
«Było
lato 1870 roku. O czwartej rano ktoś głośno zapukał do okna mojej sypialni.
Obudziłem się. Usłyszałem męski głos wołający. Poprosił mnie, abym pojechał do
Deuten, otoczył duchową opieką starego wujka R., udzielając
mu sakramentalnej pociechy.
Wyskoczyłem
z łóżka i otworzyłem okno. Chciałem poprosić posłańca o więcej informacji,
ponieważ nic nie wiedziałem o chorobie owego starca. Nikogo jednak nie
znalazłem. Pomyślałem, że poszedł on szukać zakrystiana.
Kościół parafialny był zamknięty. Nie było zakrystiana, ani posłańca nie było. A przecież wedle
zwyczaju, miał ten ostatni towarzyszyć księdzu idącemu z Najświętszym
Sakramentem...
W
ciągu kilku minut byłem gotowy i ruszyłem do Deuten.
Wspaniały
wschód słońca! Wydawało się, że cała przyroda budzi się, by chwalić Stwórcę. W
tak podniosłym nastroju ducha przeszedłem trzy i pół kilometra. O piątej
trzydzieści dotarłem na miejsce.
Wszedłem
przez kuchenne drzwi. Nikogo nie znalazłem. Wtedy drzwi prowadzące do stajni
się otworzyły i weszła gospodyni z dwoma kubłami mleka w rękach. Była wyraźnie
zaskoczona, gdy zauważyła, że niosę Najświętszy Sakrament.
—Ktoś
wcześnie rano wezwał mnie, abym przyszedł z posługą duchową do starego „wujka”,
który jest chory —próbowałem wyjaśnić.
—Ależ
nie! —odpowiedziała kobieta—, to musi być jakaś pomyłka. Wujek jest zdrowy.
Upierałem
się mówiąc, że wezwanie do chorego było tak jednoznaczne, że natychmiast udałem
się w drogę, aby udzielić starcowi sakramentów świętych.
—A
może ktoś inny jest chory w okolicy? —zapytałem.
—Nie,
o ile wiem—, brzmiała odpowiedź.
—Cóż,
w takim razie —próbowałem znaleźć wyjście z tej niezręcznej sytuacji—, skoro
wujek i tak wkrótce pewnie poprosi o sakramenty, to mógłby przyjąć je teraz,
korzystając z mojego przybycia. Zapytajcie go.
Zaprowadzono
mnie do pokoju gościnnego. Po chwili nadeszła odpowiedź: wujek był gotowy
skorzystać z okazji.
Pomogłem
mu przygotować się duchowo; przyjął on święte sakramenty z wielką
pobożnością.
O
wpół do ósmej byłem z powrotem w Wulfen, akurat na mszę dla dzieci
szkolnych.
Po
południu byłem zajęty w swoim pokoju, gdy przyszedł gospodarz R. i powiedział
mi:
—Księże
Proboszczu, mój wujek zmarł nagle niedawno. Zaraz po wyjściu Księdza wypił on
filiżankę dobrej kawy. Był wesoły jak zawsze, i jak zwykle wybrał się na spacer
po podwórzu. Ale po południu nie miał już ochoty na podwieczorek. A gdy chciał
usiąść na fotelu, aby odpocząć, nagle upadł. I to wszystko! był martwy. Jakież
miał on szczęście, że Ksiądz przyszedł udzielić mu świętych sakramentów, mimo
że było tak wcześnie rano.
Dodałem
podsumowując:
—Niewątpliwie
to dobry święty Józef, patron umierających, wszystko to zorganizował. Pański
wujek wiernie go czcił przez całe życie...
Nie
dowiedziałem się niczego więcej o tamtym porannym posłańcu, który mnie obudził.
Nie pojawił się on u mnie nigdy, aby się przedstawić. Mogę jedynie
wnioskować, że to sam święty Józef przyszedł mnie wtedy zawołać do starego
„wujka”.