Za jedno nieopatrznie w gniewie wymówione bluźniercze słowo

Jak dobrzy Aniołowie niepojęcie nas miłują, tak źli nienawidzą nas niepojęcie; jak dobrzy strzegą nas i chcą ratować, tak źli chcą nas zatracić. Tamci pracują nad zbawieniem naszym; ci tu pracują nad potępieniem naszym. Ta sroga nienawiść złych duchów ku nam, acz sami ze sobą w niezgodzie i nienawiści zostają, łączy ich w jedno, aby nam jak najwięcej szkód tak w rzeczach doczesnych, jak i w wiekuistych wyrządzić.

(ks. Józef Stagraczyński, Nauki katechizmowe)

Walka dobra ze złem: anioł i demon walczą o ludzką duszę, symbolizując wybory moralne i duchową bitwę.

W pięknym pałacu, należącym do jednego ze znakomitych rodów polskich (nazwisko umyślnie jest zatajone, aby rodowi wstydu nie czynić), pędzono życie we­sołe i wspaniałe. Córka pana włości, imieniem Anna, pa­nienka piękna i bardzo wesoła, o usposobieniu może nadto żywym, lubiła się bawić ochoczo. Komnaty pałacu rozbrzmiewały weselem. Częste zabawy, biesiady, tańce gromadziły dostojnych przyjaciół. Zdawało się, że jasne niebo nad tą rodziną nigdy się nie ściemni. 

A oto pewnego dnia, jakoby grom, spadło na ten dom nieszczęście, tym straszniejsze, że uderzyło w pełną życia, ukochaną córkę Annę. Dziewczę to rozdrażnione przez swą pannę dworską, uniosło się strasznym gniewem, a zapominając się w swej złości, nieostrożnie wymówiło jakieś bluźniercze słowo i w tejże chwili duch nieczysty opanował ją. 

Smutne dni rozpoczęły się odtąd w pałacu. Zamiast dawnej muzyki — słychać było straszny krzyk torturowanej przez szatana Anny; zamiast śmiechów — płacz rodziców; zamiast ochoczych pląsów — czart miotał nią, rzucając ją na ziemię i bijąc okrutnie. 

Sąsiedzi i krewni odsunęli się od tego domu, jak od zarażonego. Zarosły trawą drogi, prowadzące do pałacu. Służba i dworzanie, słysząc nieludzkie wycie opętanej, zamyślali uciekać.

Ten stan rze­czy trwał 12 miesięcy. Przez ten czas rodzice sprowadzali ciągle różnych świątobliwych kapłanów, którzy czynili egzorcyzmy; modlono się, dawano jałmużny, lecz wszystko bez skutku. Jedynym ratunkiem dla nieszczęśliwej była Jasna Góra — tak pomyśleli rodzice — i tam też ją zawieźli; a było to w roku 1632. Przez trzy tygodnie zamieszkali z Anną w świętym miejscu, modląc się z gorącością i wiarą głęboką w pomoc Maryi. 

Cały ten czas panienka zachowywała się spokojnie, i wszyscy sądzili, że ją czart opuścił. Wybrano się więc w towarzystwie dwóch ojców Paulinów z powrotem do domu. 

W Kłobucku na postoju zaczęły się na nowo udręczenia Anny. Czart utaił się tylko, by  teraz z większą furią wybuchnąć. Przebudzeni krzykiem opętanej, zakonnicy święconą wodą trochę ją uspokoili, a następnie całe grono wróciło na Jasną Górę. W chwili, gdy na horyzoncie ukazał się jadącym szczyt wieży, padli wszyscy krzyżem na  ziemię i z głęboką wiarą błagali Maryję o cudowne uzdrowienie. I począł czart przez usta opętanej ryczeć, aż trwoga straszna padła na wszystkich, lecz w modłach nie ustawali, a oto zły duch, rzuciwszy dziewczynę z wielką siłą o ziemię, opuścił ją na zawsze, pozostawiając ją wprost bez życia. 

Gdy ją ocucono z ciężkiego omdlenia i przywieziono na Jasną Górę, czuła się, jakby odrodzona na duszy i ciele. Wdzięczni za cud rodzice ofiarowali Pannie Jasnogórskiej złoty kielich, wysadzany perłami, i posadzkę marmurową, bardzo cenną, w kaplicy ufundowali. Panienka zaś, żywot swój zupełnie odmieniwszy, marnościami świata wzgardziła, a wstąpiwszy do zakonu Klarysek, na służbę Panu się ofiarowała. 

Tam wielce Imię Maryi Jasnogórskiej wychwalając, w świątobliwości życia dokonała.

Zob. Aleksander Łaziński OSPPE, Cuda i łaski zdziałane za przyczyną Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, wyd. 2, poprawione, Częstochowa 1938, s. 78-79.