Uwolniony pokutujący franciszkanin zniknął w świetle chwały
Wielka zaiste jest złość grzechu. To co nam się wydaje być lekkim grzechem, jest w gruncie rzeczy poważną obrazą nieskończonej dobroci Boga. Widać to dobrze na przykładzie świętych, którzy żałowali bardzo najmniejszych nawet uchybień.
Paul O’Sullivan OP
Błogosławiony Stefan zakonnik żywił szczególne nabożeństwo do Najświętszego Sakramentu. Dlatego miał w zwyczaju spędzać część nocy na adoracji przed tabernakulum. Pewnego razu przebywał w kaplicy zupełnie sam. Jej ciemność rozpraszało jedynie światło niewielkiej lampki. Wtedy spostrzegł nagle zakonnika siedzącego w jednej z ławek na prezbiterium. Stefan podszedł do niego i zapytał, czy uzyskał zgodę na opuszczenie swojej celi o takiej porze.
—Jestem zmarłym zakonnikiem —odpowiedział—. Tutaj, z wyroku Bożej sprawiedliwości, muszę odbywać swój czyściec. Ponieważ to tutaj właśnie zgrzeszyłem oziębłością i niedbalstwem podczas modlitw brewiarzowych. Pan pozwolił, byś poznać mógł moją sytuację i wsparł mnie swoimi modlitwami.
Poruszony tymi słowami, błogosławiony Stefan ukląkł natychmiast, by odmówić „De profundis” i inne modlitwy. Podczas ich odmawiania zauważył, że twarz zmarłego przybierała radosny wyraz.
Sytuacja powtarzała się przez kilka kolejnych nocy. Za każdym razem, im bliższy stawał się czas uwolnienia duszy, radość pokutującego zakonnika stawała się coraz większa.
Wreszcie, po ostatniej modlitwie Stefana, opromieniony nadprzyrodzonym światłem powstał ze stalli, podziękował swemu wybawicielowi i zniknął w świetle chwały.
François Xavier Schouppe SJ, Czyściec w świetle legend i żywotów świętych, Gdańsk 2010, s. 44.
