Wizerunek Najświętszej Maryi Panny na piersiach noszony
Na Jasnej Górze uzdrowienia widzialne zdarzają się dość często i każdy rok notuje ich przynajmniej kilka, ale któż zliczy owe uzdrowienia dusz, wiadome tylko Bogu i tym, którzy tej łaski doznali!...
Przed dziewięcioma miesiącami złożony byłem ciężką chorobą i, jeżdżąc do lekarzy w Sandomierzu, Opatowie i Lublinie, nie tylko nie znalazłem żadnej ulgi, ale przeciwnie, zrobiło mi się jeszcze gorzej. Nie mogłem nic pić, ani jeść — czułem okropny ogień w sobie, a wszystkie stawy jakby mi kto rozrywał.
Co zaś było najgorszego to to, że jeśli za zdrowia byłem przez złych duchów nagabywany podczas pacierzy, lub Mszy świętej — to obecnie to się wzmogło i doszło do tego, że ciężko byłem przez nich do krwi biczowany. Niekiedy widziałem około siebie straszne widziadła: potwory, bestie, węże... potem wprowadzany byłem da różnych miejsc pięknych i przyjemnych — to znowu do brudnych i wstrętnych, widziałem dusze w strasznym ogniu cierpiące i sądziłem, że to był czyściec, lub piekło.
W tych uciskach, ponieważ nie mogłem ani słówka wymówić, myślą tylko i sercem wzywałem pomocy Maryi Jasnogórskiej, której wizerunek nosiłem na piersiach.
Pewnego razu doszło do tego, że w tych męczarniach ducha już prawie konałem. Wtedy ojcowie reformaci, moi znajomi, i inni zakonnicy i krewni, ofiarowali mnie Panu Bogu przez ręce Matki Boskiej Częstochowskiej — i po długich i gorących prośbach wstałem zupełnie zdrów i dotąd nic mi się już z tego nie przytrafiło.
Zob. Aleksander Łaziński OSPPE, Cuda i łaski zdziałane za przyczyną Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, wyd. 2, poprawione, Częstochowa 1938, s. 80.
