Ryngraf Jasnogórski go uratował: zawsze nosił go na szyi
Maryja była ośrodkiem i duszą pierwocin Kościoła założonego przez Jezusa. Ona ożywiała wiarę w sercach, i była spójnią miłości pierwszych chrześcijan. Wielu Ojców Kościoła upatruje w tym przyczynę, dla której po swym zmartwychwstaniu Jezus tyle lat pozostawił swą Matkę na ziemi. Zadanie to spełnia Najświętsza Panna po dziś dzień. Ona sprowadza jedność wiary i Kościół słusznie nazywa Ją pogromicielką wszystkich herezji.
Bernard Smyrak OCD
W bitwie pod Belgradem w roku 1717, po stronie austriackiej walczył pułkownik Ignacy Zawisza, Polak. W pewnej chwili uczuł silne uderzenie w piersi i oszołomiony tym, spadł z konia. Padając, resztką świadomości wezwał serdecznie Matkę Boską Częstochowską na pomoc. I wysłuchała Najświętsza Panna, ratując go w zgiełku bitwy od niechybnego stratowania. Pułkownik odzyskał nagle przytomność, nabrał sił i podniósłszy się zdrowy zupełnie, ujrzał, że kula, godząc w serce, trafiła w ryngraf, który zawsze nosił zawieszony na szyi, i tam została utkwiona, nie czyniąc żadnej rany.
W tejże bitwie raniono pod nim konia, który padając przygniótł go swoim ciężarem i po raz drugi śmierć mu w oczy zajrzała. Ścigający go Turcy z dobytymi mieczami znajdują się tuż przy nim, a on się podnieść i uciec nie może. Lecz Maryja i teraz przybywa mu na ratunek: zaciemnia jasność wzroku wrogów i ci przebiegają mimo, nie widząc go zgoła, a imć pan Zawisza ukrył się i nocą do swoich szczęśliwie przeszedł.
Minęło parę tygodni od tych wypadków. Pewnego razu kolega pułkownika, zagorzały heretyk, ujrzawszy na szyi jego ryngraf, począł szydzić z jego pobożności, mówiąc, że nosi „niepotrzebny ciężar”. Zaledwie dokończył bluźnierstwa, aż oto koń jego, dostawszy nagle szaleństwa, począł biec na oślep w stronę jarów i przepaści, unosząc z sobą jeźdźca.
Powstał nieopisany krzyk, koń biegł jak strzała, a nikt go nie był w stanie powstrzymać. Heretykowi groziła pewna śmierć. Lecz pułkownik, nie tracąc chwili czasu; wyjmuje wyszydzany przed chwilą ryngraf, błogosławi nim ponoszonego rycerza i gorąco się do Matki Boskiej Częstochowskiej modli, polecając Jej opiece nieszczęśliwego.
Naraz koń zrzuca z siebie jeźdźca, a sam wpada w przepaść i ginie. Gdy koledzy pospieszyli na ratunek, zastali heretyka leżącego w ranach śmiertelnych, choć jeszcze dyszącego, a wtedy bierze pułkownik ów „niepotrzebny ciężar”, dotyka nim ran bluźniercy, które się momentalnie goją. Uratowany, a następnie uzdrowiony tak cudownie heretyk, nawraca się i staje się gorliwym czcicielem Maryi.
W roku 1719 pułkownik Ignacy Zawisza, jadąc z Wiednia na Litwę, zatrzymał się w Częstochowie, aby Matce Najświętszej Jasnogórskiej za tyle łask podziękować i powyższe zeznanie złożyć.
Źródło: Aleksander Łaziński OSPPE, Cuda i łaski zdziałane za przyczyną Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej, wyd. 2, poprawione, Częstochowa 1938, s. 126-127.